Prowincjuszka z Europy przyjeżdża do Nowego Jorku. Bez znajomości języka, z niewielkim zwitkiem dolarów i nadzieją, że po jakimś czasie ten zwitek uda się powiększyć. Nie bardzo tylko wiadomo, jak to zrobić. Pierwszy szok to jazda taksówką z lotniska do centrum. Licznik nieubłaganie bije. Przy czterdziestu dolarach, Sylwia każe stanąć kierowcy na jakimś odludziu, zabiera swoją walizkę i znajduje sobie pokój w obskurnym hoteliku.